Inna rzeczywistość
Trwają prace nad książką Dagmary Bożek pt. „Polarniczki”. Od kilku miesięcy mam okazję pracować przy transkrypcjach rozmów na temat polskich stacji polarnych. Głos zabierają zimownicy, oceanolodzy, meteorolodzy, psychologowie, naukowcy, wspinacze, a nawet reżyserzy filmowi, ściśle związani ze Spitsbergenem i stacją Arctowskiego. Są to głównie kobiety, które często świadomie odchodzą od nazw żeńskich zawodów, opowiadają o swojej pracy i emocjach. Wszystko to wiąże się z ich pobytem w Arktyce lub Antarktyce – nazywanymi często „innym światem” lub „równoległą rzeczywistością”.
Szczególnie ważna wydaje mi się kwestia językowego nazywania uczuć, związanych z rejonem polarnym. Wielokrotnie zimowniczki uciekają od słów, które mogłyby nazywać realia tamtego piękna, czegoś, co z zapiera im dech w piersiach. Nie znajdują odpowiednich porównań, uciekają od dookreślenia i wręcz uświęcają tamten obszar. Nie opisują dokładnie własnych stanów emocjonalnych. Jest to niezwykle ciekawe, również z uwagi na to, że ich decyzja o wyjeździe na stację wiąże się często z poświęceniem życia z rodziną, partnerami lub partnerkami życiowymi, opuszczeniem dobrze płatnej pracy. Szukają czegoś prawdziwszego, „czystego”, a więc alternatywnej rzeczywistości i szansy na wytchnienie. Trans związany z rejonami polarnymi przewija się przez ich wypowiedzi i gna w stronę terminu „gorączka polarna”. Dudniące emocje kierują kobiety w stronę samowystarczalności, siły i wyzwań górskich. Jednak ciągle wiele ich emocji, wspinaczkowych izolacji i podejmowanego ryzyka to tematy dla mnie niepojęte.
To, co wydaje się kluczowe to perspektywa myślenia o realności. Spitsbergen dostarcza intensywniejszych, krystalicznie czystych bodźców, które uczą wielu emocji, obszar też daje możliwości wyciszenia, samotnej refleksji, pogłębienia duchowej drogi. Niejednokrotnie z zadziwieniem i podziwem słucham o pogłębionej relacji polarniczek z naturą. Oczywiście, jest to też przestrzeń dzika, w której zdarzają się niebezpieczeństwa. Od dłuższego czasu zastanawiam się jednak nad tym, ile jest w tej perspektywie niezgody na szum informacyjny globalnego świata, miejskość, wieloawanturniczość i okrutność – np. zjawisk okołomedialnych, objawiających się niemal wszędzie. Kiedy przesłuchuję rozmowy z polarniczkami, dużo rozmyślam, czy trwanie w „ucywilizowanym” świecie nie jest dzisiaj największym wyzwaniem dla każdego z nas. Problem widzę w braku umiejętności spojrzenia na własne („własne” jest tutaj kluczowym słowem), realne problemy i realne ich rozwiązywanie. Mówię tutaj o pewnej zaradności i odpowiedzialności za codzienne decyzje. Być może jednym ze sposobów radzenia sobie z trudnościami „tu i teraz” jest uzależniająca wizja „krainy idealnej”, gdzie znajdziemy „wszystko”, mimo tego, że pozornie biegun polarny jest pustą przestrzenią (ten wątek często pojawia się w wypowiedziach polarników). Jedna z rozmówczyń powiedziała, że nie musimy odwiedzać stacji polarnej by odkryć w sobie wielki, rozłamujący się lodowiec, z czym w pełni się zgadzam.
Coraz bardziej rozumiem potrzebę doświadczania „alternatywnej rzeczywistości”, którą osobiście realizuję w zetknięciu ze sztuką współczesną, literaturą i własnymi chęciami tworzenia.
O projekcie Dagmary Bożek możecie poczytać na https://polarniczki.pl