Aktualności

From Children’s Music to Electric Lucifer

Na pierwszy rzut ucha muzyka Bruce’a Haack’a to elektroniczne żarty i wielomantry melodyjne. Mam tu na myśli nieoczywistość elektronicznych dźwięków, które tworzyły jego utwory. Kanajdyjski kompozytor stwarza więc realm of electronic music na własnych zasadach. Jedną z jego prac dźwiękowych jest album pt. The Electric Lucifer z 1970 roku. Usłyszeć można w nim przebieg dźwiękowy prawie czterdziestominutowego tripu, do którego zapraszają dudniące, żartobliwe dźwięki. Wcześniej Bruce Haack stwarza materiał Electronic music for children dla nauczycielki tańca dziecięcego – Esther Nelson. Ten zalbum zapowiada meteor shower – zjawisko niezwykle intrygujące. Źródła podają, że Haack inspiruje się w swojej twórczości samotnym dzieciństwem, a później podejmuje współpracę ze wspomnianą kobietą. Ich praca nie jest standardowa, ponieważ miesza w sobie syntezatory, fortepian i banjo.

Jak pisze Stuart Berman w swoim artykule: Bruce Haack był ucieleśnieniem pewnej dychotomii. Autor artykułu porównuje specyfikę twórczości kompozytora do sytuacji, w której seryjny morderca zostaje aresztowany, choć wydawał się miłym, nieśmiałym człowiekiem – i tak postrzegał go sąsiad. Cóż, pozory mylą. Istotne wydaje się również to, że muzyka elektroniczna w czasach Bruce’a Haacka nie była „gatunkiem”, ale „dyscypliną naukową”. Kompozytor eksperymentował więc z pętlami taśm, a także tworzył gadżety, które generowały dźwięki elektroniczne. The Electric Lucifer to dziwny album, skierowany podobno do publiczności rockowej. Duży wpływ na powstanie tych kompozycji miała technologia komputerowa określany przez Bermana jako „punkt zwrotny w ewolucji ludzkiej”. Ponadto, album Haack’a określił jako dzieło koncepcyjne pochłonięte religijnością i apokalipsą, w którym los ludzkości jest determinowany przez bitwę między dobrem a złem, miłością i nienawiścią, Matką Ziemią i nowoczesnością.

Niezwykle ciekawe wydało mi się porównanie tego albumu do obrazu Henry’ego Dargera, który byłyby renderowany w pikselach. Zobaczmy jakby to mogło wyglądać:

W dziele wizualnym autorstwa Dargera doszukiwać można się tematu niewinności szczególnie w odniesieniu do agresywnego rozwoju kultury popularnej oraz połączonych z tym ról płciowych. Brian Karl w swoim artykule rozwija nawet tezę, że różnice, których bronił Darger, wydają się niesamowicie przewidujące. W obecnym momencie zwiększa się bowiem publiczna świadomość panseksualnych możliwości i kwestii związanych z reorientacją osób transpłciowych. Jest to ściśle związane z prawem do odmienności odczuwania, a także sprzecznościami, które nosi w sobie istota ludzka (i które dotyczą tutaj również albumu Haack’a). Gdy powrócimy jednak do albumu Haacka The Electric Lucifer to warto uzmysłowić sobie, że był produktem, który mógł kojarzyć się słuchaczom z muzyką The Doors, lecz wchodził na poziom reinterpretacji ustalonych już gatunków muzycznych. Produkcje elektroniczne tamtego czasu, np. muzyka Kraftwerk zapowiadała „dźwięki przyszłości” o utopijnej jakości, dając początek wyobrażeniom o epoce latających samochodów, podróży międzyplanetarnych. Inną zaś kwestią i ciekawostką była zapowiedź gatunku techno, które otworzyło epokę transowego odczuwania dźwięku:

Elektryczny Lucyfer Bruce Haack’a przepowiada naszą śmierć. Jest to zadziwiający zapis niespokojnych dźwięków, co Berman określa „wrażeniem jakby otwierała się skorupa ziemska”. Czyżby kosmici odkrywali resztki społeczeństwa? Kim jest elektroniczny diabeł?
Album zawiera głosy zaproszonych do współpracy piosenkarzy, którzy pełnią tam rolę narratorów. Dźwięki jednak często rozpadają się i wchodzi demoniczny głos Haack’a, bawiąc się zestawieniem wyrazowym: „Death / Breath / Earth / Birth / Life / LIVE / Live / EVIL / Evil / Lived / LIVED / DEVIL / Devil / Divine…”
Co ciekawe, album zawiera też znaczące dzisiaj przewidywania. W części „Program me” Haack zapowiada istotny i przewodni mechanizm ery cyfrowej, w której komputer ma możliwość programować piosenki bez udziału jednostki ludzkiej:

„My heart beats/ Electrically/ My brain computes/ Program me!”  

Warto zauważyć, że wszystko co przedstawił na swoim albumie Bruce Haack jest zabawą skrajności. Atmosfera żartobliwej, elektronicznej zabawy miesza się z nadmierną podniosłością i „przykurzonym”, rozedrganym stylem kompozytora. Przechowywany w albumie „mistycyzm” zaczerpnięty może z zasłyszanych już chwytów Króla Jaszczura (tutaj sentymentalny ukłon w stronę Jima Morrisona) zostaje potraktowany prądem Elektrycznego Lucyfera. I chyba to wydaje mi się najbardziej wyróżniającą cechą tegoż materiału – dystans. Słuchając go, mam wrażenie, że Lucyfer skacze na skakance w sielankowej krainie i macha radośnie ręką, pozdrawiając słuchacza. Ten efekt jest śmieszny, ponieważ bawi się nadpisanymi już, uniwersalnymi znaczeniami, dla niektórych o jednoznacznym wydźwięku. Haack tworzy więc zakazaną zabawę, mieszając ze sobą symbole. Szczególnie bawi też eksperyment Haacka z wokalem. Nagle, ściśnięty, zniekształcony, łapie oddech i robotycznie wyśpiewuje kwestie. Może Elektryczny Lucyfer to tak naprawdę sposób na poradzenie sobie ze strachem przed elektroniczną, nowoczesną przyszłością? I oto jesteśmy w tej przyszłości! Spoglądam z uśmiechem na eksperyment Haacka, ponieważ jego wydźwięk inspiruje do pytania – czy będzie poelektroniczna era?    

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *